Brzydszy stara się bardziej

Załóżmy, że masz ochotę wymienić swój telewizor.

Rodzina przemeblowała salon, kanapa wylądowała pod przeciwną ścianą, efektywna przekątna ekranu mocno zmalała, a w ogóle wzrok już nie ten, co kiedyś. Potrzebujesz nowego telewizora, to przecież w pełni uzasadnione. No, to ja potrzebowałem nowego roweru

Znaczy, wcale nie musiał być nowy. Jestem adwokatem nabywania przedmiotów z drugiej ręki i się tego nie wstydzę. Rzecz używana oznacza dla mnie, że ktoś przede mną przetestował produkt, w swoim wolnym czasie sprawdził czy nie ma wad ukrytych, a na koniec dał mi jeszcze zniżkę pieniężną. Niestety, rower to nie – weźmy na przykład – telefon.

Przykładowa ścieżka zakupu telefonu może wyglądać tak: sprawdzam jego dane techniczne, sprawdzam opinie użytkowników, czytam o nim na forach, znajduję najtańszą ofertę w miejscu godnym zaufania, płacę, czekam, idę na spacer do paczkomatu.

Rower nie jest jak telefon. Rower jest bardziej jak spodnie. Albo buty. Musi pasować do użytkownika, bo w przeciwnym będzie za krótki, za długi, za twardy, za miękki, za ciężki (za lekki być nie może) — jednym słowem, niewygodny. Kupno używanego roweru można porównać do szukania spodni w szmateksie – perełek w ekstra cenie na wieszakach jest kilka, tylko dlaczego akurat w rozmiarze 28 albo musztardowym kolorze?

Wracając do rowerów — żeby nie zgubić się w gęstym i ciemnym lesie ofert sprzedaży, przed wyruszeniem na łowy zapakowałem do kieszeni wypunktowaną listę cech, którymi powinny się charakteryzować nowe kółka.

Giant Seek 2010, który jest:

  • Krótki
  • Twardy
  • Szybki, jak na korbę MTB i wyprostowaną pozycję
  • Twardy
  • Zwinny
  • Nosi szczupłe gumy na kołach 700c
  • Twardy
  • Zajebisty na krótkie dystanse, na przykład po mieście
  • Niedrogi w utrzymaniu (części napędu i hamulców, żadnych amortyzatorów)
  • Szary, nie widać kurzu – oszczędność na myjni
  • Twardy!

???, który ma być:

  • O rozmiar większy
  • Wygodniejszy
  • Szybszy, z korbą szosową i (bardziej) aerodynamiczną pozycją
  • Wygodniejszy
  • Wciąż zwinny
  • Szersze gumy na tym samym rozmiarze koła
  • Wygodniejszy
  • Zajebisty na długie przejazdy, a nawet wielodniowe wyprawy
  • Niedrogi w utrzymaniu (cena zakupu, części napędu i hamulców, żadnych amortyzatorów)
  • Lakier zielony / kolory ziemi / czarny, bo czasem śpię po krzakach
  • Wygodny!

Pomimo przygotowania, w okresach suszy zdarzało mi się wpadać w wilcze doły myślenia „o kurde, ten jest fajny. Może nie do końca w moim rozmiarze, może opony za wąskie, ale cena spoko!”. Całe szczęście chłopaki na forach skutecznie mnie z nich wyciągali, celnie punktując wszystkie minusy takich egzemplarzy. No i tak, jak w przykładzie spodni z lumpeksu, ostatecznie wyszedłem z lasu nienasycony i zacząłem szukać nówki sztuki na wybrukowanym przewidywalnością rynku sklepów rowerowych, gdzie znalazłem wszystko, czego szukałem. Tylko drożej. No trudno.

Marian Kąciastoporty!

Amerykańskie firmy lubią projektować tak zwane touring bikes, amerykańscy pedalarze lubią je kupować. Ogarnijcie ofertę firmy takiej jak Surly. Z niezrozumiałych dla mnie powodów w Polsce nie da się kupić roweru tej marki — u najbliższych sąsiadów to też spore wyzwanie. Za to turbo karbonową szosę za kilkanaście tysięcy złotówek bez problemu znajdziesz w każdym lepszym „salonie rowerowym”. Wygląda na to, że w Europie rowerami nie jeździ się na dłuższe wycieczki. Całe szczęście po naszej stronie Wielkiej Kałuży swoją obecność odważnie zaznacza Marin!

Marin Four Corners (2019), jest:

  • O rozmiar większy (u mnie M, przy 175 cm wzrostu)
  • Stalowy – jest wygodniejszy
  • Szybszy – korba szosowa, pozycja (bardziej) aerodynamiczna
  • Na szerszych, amortyzujących gumach – 42 mm z bieżnikiem
  • Wygodniejszy
  • Niedrogi w utrzymaniu (napęd 3/9rz, mechaniczne hamulce, żadnych amortyzatorów)
  • Jest czarny
  • Wygodniejszy!

Four Corners jest właśnie przedstawicielem tej niezbyt często spotykanej u nas klasy sprzętu. Prosty, lecz trwały napęd dziewięciorzędowy, proste, lecz trwałe mechaniczne hamulce tarczowe, proste, lecz przemyślane zewnętrzne prowadzenie linek w pełnych pancerzach, prosta stalowa rama CroMo z mnóstwem punktów mocowania akcesoriów i bagażu i ogromem miejsca na przepastną torbę w wewnętrznym trójkącie, trwały i łatwy w serwisowaniu support hollowtech, wyjątkowo długa rura sterowa dla komfortowej pozycji na siodle, no i szerokie opony WTB z wkładką antyprzebiciową z opcją wciśnięcia jeszcze większych balonów. Czyli w tym kontekście przymiotnik wyprawowy znaczy „dojedziesz na nim do Mongolii, kupisz tam zużyte części, a jak coś połamiesz, to se pospawasz”.

Mój Marian to interesujący kolega. Daleko mu do seksownych proporcji graweli z katalogów innych producentów — zoptymalizowany pod niezawodny komfort kształt jest nieco pokraczny. A znacie takie seksistowskie powiedzonko, że brzydsza dziewczyna bardziej się stara od księżniczki? W trasie Marian stara się bardzo, i dobrze mu to wychodzi. Oczywiście, niektóre elementy chętnie bym zmienił, dopasował pod siebie. Nieco dłuższy mostek (co zrobiłem), szersza kierownica (co zrobię), bardziej responsywne manetki (co będę próbował). Widziałem też opinię, iż „Marin odleciał zakładając do niego szosową korbę”. Mimo to Marian jest bardzo ogarniętym gościem. No i bez jojczenia rusza w trasę bez dostępu do bieżącej wody i WC.

Po bruku też jedzie.

Byliśmy już kilka razy na wycieczce do lasu, dobrze się dogadujemy. Jednak na razie podróżujemy głównie jak Frodo – Tam i z powrotem. Do pracy i do domu. Skądś trzeba wzionć pienionszki na te wszystkie zaplanowane wyprawy.

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.